Powstał kiedyś pomysł, żeby zbudować na placu pomnik Jagiełły

Powstał kiedyś pomysł, żeby zbudować na placu pomnik Jagiełły
Tak, z tym, że skala zabudowy łódzkiej starówki (choć zabudowa jest oczywiście powojenna) jest mała, tzn. są to budynki dwukondygnacyjne, natomiast projekt, który ja widziałam zakładał, że ten pomnik będzie miał przeszło 8 metrów… Można byłoby na ten temat dyskutować, ale pomysł upadł. Zawiązał się komitet do spraw budowy tego pomnika

Faktycznie Jagiełło, który nadał Łodzi prawa miejskie nie ma w Łodzi niczego, zresztą nie tylko Jagiełło – proszę mi pokazać ulicę Scheiblera, Geyera, proszę mi pokazać ulicę jakiegokolwiek innego fabrykanta, może poza zwyczajowo przyjętą Anstadta, którą to on sam zbudował i sam nazwał. Komitet w tej sprawie nie doszedł do porozumienia, został rozwiązany. Minęło parę lat i nikt nic z tym nie zrobił, choć Rada Miasta obiecywała zająć się tym tematem, ale ma ona tę wadę, że jest kadencyjna, więc kiedy kadencja się kończy, następcy niekoniecznie muszą pamiętać o tym, jakie postanowienia powzięli poprzednicy. Ale nie chodzi tylko o pomnik, tu w ogóle jest problem w zagospodarowaniu tego terenu jako całości. Trzeba byłoby odpowiedzieć sobie na pytanie, czy zabudowywać czwartą pierzeję – bo ona była, czy wyjść np. naprzeciw temu projektowi, który połączył starówkę z parkiem. To dałoby w sumie kolejne możliwości, może bryczki, dorożki… Wie pani, że przychodzą do nas ludzie i pytają: – czy to Stary Rynek? – Tak. – A czy są dorożki? – Nie. – No to, co to za Stary Rynek, skoro tu nie ma dorożek i nie ma czym się przejechać, po wybranej, historycznej trasie… Są w Łodzi riksze, ale po pierwsze jeżdżą tylko po Piotrkowskiej, a po drugie powstałby problem wykształcenia tych ludzi – oni musieliby znać te trasy, po których jeżdżą, musieliby umieć o nich opowiedzieć. Audio-przewodniki po Manufakturze czy Piotrkowskiej podobno miały być dostępne, ale nie wiem, jakie są dalsze losy tego projektu. Miał powstać audio-przewodnik po szlaku żydowskim, ale u nas bardzo często coś się zaczyna, a z czasem to ginie. Gdzieś są wydane pieniądze, ale efektu nie ma. Niestety nie widziałam nigdy turysty z takim audio-przewodnikiem, który stałby na Starym Rynku i słuchał o jego historii. Natomiast sami turyści owszem są, przychodzą do nas, pytają. My jesteśmy po to, żeby im opowiadać i odpowiadać na ich pytania. Trzeba podkreślić, że to jest inny klient, niż ten, który udaje się do Manufaktury. Mamy przyjaciela, który właśnie tam pracuje i twierdzi, że sporadycznie zdarza się klient, który szuka odpowiedzi na pytanie, gdzie jest imperium Grohmana, imperium Scheiblera, co się dzieje u Kindermanna, czy – jak dojechać do Geyera. To są klienci, którzy kupują jedynie gadżety i pamiątki. Natomiast u nas zdecydowanie mniej osób przychodzi po pamiątki, większość ludzi czy wycieczek szuka informacji jak dojechać w konkretne miejsca, co warto zwiedzić, pytają, co możemy opowiedzieć na dany temat, zaznaczają informacje na biuletynach i faktycznie korzystają ze wszystkich wskazówek.

Wyjazdy integracyjne

Nasze pierwotne założenia, że uda nam się nakłonić kogokolwiek do tego, żeby wreszcie projekt rewitalizacji został zrobiony, spełzły kompletnie na niczym. Przecież my również zrobiliśmy koncepcję, jasne, że ona może się podobać lub nie – to normalne, ale usłyszeliśmy wówczas od prezydenta Kropiewnickiego takie słowa, że skoro mamy taki doskonały plan, to powinniśmy ogłosić przetarg na organizacja imprez integracyjnych, bo miasto nie ma na to pieniędzy. Jeżeli miasto nie ma pieniędzy, to oczywistym jest, że my nie mamy tym bardziej. Przecież płacimy tutaj za czynsz. Ten projekt jest oczywiście na naszej stronie, nie usuwaliśmy go, ale niestety nie zyskał aprobaty, w odróżnieniu od – zatwierdzonego zresztą przez Urząd Miasta (nawet miał decyzję na budowę) – projektu, który zakładał umieszczenie na tym terenie kilkudziesięciu par wypustów dyszy do fontann…

Chyba Łódź miała wówczas problem z zagospodarowaniem wody, której było w nadmiarze, zresztą jest to prawdą, bo zniknęły wówczas fabryki. Głównym odbiorcą wody – a Łódź miała dużo wody, bo w ogóle stoi na wodzie – były fabryki. Były one odbiorcą wody, ale również szkodnikami wodnymi, tzn. tam przeciekały duże ilości wody – tu niedokręcone, tam usterka, gdzieś jeszcze awaria… W momencie, kiedy te fabryki poupadały powstał problem, że Łódź ma wody za dużo, no i zrodził się pomysł z fontannami. Był taki okres, że nic tylko same fontanny wyrastały w projektach zagospodarowania miasta. Wie pani, zrobienie tutaj fontann typu dysze… Na szczęście ten pomysł upadł i decyzja na budowę, która została wydana, nie weszła w życie. Robienie fontann na terenie, który jest zlewiskiem rzeki Łódki nie jest bezpieczne. Trzeba sobie z tego zdawać sprawę – my mamy za sobą plebańską górkę i między plebańską górką, a rzeką Łódką zakrytą od wierzchu, jest przeszło 3 metry. Ta rzeka zbiera całą wodę ze stoku, więc harce z nią wpłynęłyby na pogorszenie stosunków wodnych rejonu.

Jest na stronie naszego miasta taki projekt, chyba studentów PŁ, który nawiązuje do projektu z lat 30. To skromny projekt, ale już nawet taki byłby dużo lepszy niż to, co aktualnie mamy tutaj. Nie ma po prostu niczego, nie ma ławek, nie ma drzew. Są paskudne, systematycznie niszczone murki, które latem służą bezdomnym – i nie tylko – do spania, leżenia, odpoczynku… Oczywiście musimy po nich sprzątać. Kostka również była powyrywana, więc przychodziły tu dzieci i bawiły się w pseudo piaskownicach. To wynika również z tego, że na tych międzyblokowych podwóreczkach nie ma elementów małej architektury dla najmłodszych. Interweniowaliśmy, żeby tę kostkę uzupełniono i rzeczywiście w zeszłym roku ją uzupełniono. Na szczęście do tej pory nikt jej nie zepsuł…

Bywały tutaj przepiękne koncerty, występy chórów, orkiestry np. w związku z sześćdziesiątą rocznicą likwidacji getta. Naprawdę pięknie zorganizowana imprezy dla firm. Do tej pory utrzymała się kinematografia i wyświetlane są filmy. Zresztą patrząc na zainteresowanie, jakim cieszą się te seanse można by było zrobić kino samochodowe, idealne w przypadku brzydkiej pogody, dlaczego nie? Ale wszystko wymaga chęci, opieki i umoczenia sobie rąk w pracy. Zrobić plan, wdrożyć go w życie i pilnować, żeby się nie przewrócił po drodze. Jest tu galeria, są restauracje, jesteśmy my, którzy chętnie byśmy w tych działaniach brali udział, chętnie byśmy partycypowali w kosztach na tyle, na ile byśmy mogli. Jest tu potencjał, jest z czego zaczynać, tylko nie ma komu.

Porozmawiajmy o pieniądzach

Jako stowarzyszenie mamy tzw. preferencyjną stawkę dla stowarzyszeń i ona jest niższa niż np. dla pubu obok, ale niższa nie oznacza niska. Mamy tutaj duży lokal i tego lokalu w żaden sposób nie da się podzielić, wobec czego stawka jest wysoka. 1 700 zł + prąd, telefon, internet. Wcześniej było to 155 m2, w ubiegłym roku dołączono nam wystawy do powierzchni użytkowej. I tak o pieniądzach można by mówić naprawdę bardzo dużo. Miasto utrudnia Wasze działania… – Ma jedną odpowiedź: „zaróbcie sobie”. Miasto nie jest od udzielania dotacji na czynsz, a my książką kosztów czynszu nigdy nie pokryjemy przy tej powierzchni. Gdyby władze podzieliły to na 3 części stać by nas było na czynsz, ale przestalibyśmy organizować prelekcje, spotkania dla bezdomnych, bo nie byłoby na to miejsca. My mając dużą powierzchnię, próbujemy ją uwiarygodnić przez takie właśnie działania. Dziś tematem jest „Łódź w czasach II wojny światowej”, przyszedł do nas pan z Muzeum Tradycji Niepodległościowych. Oczywiście to wszystko odbywa się wolontariatem – zarówno nasza praca, jak i wykłady osób z zewnątrz. Nie mamy tutaj żadnego etatu.

Okropna znieczulica… – To nie jest tylko znieczulica, to jest najgorsze zaniechanie, jakiego można się dopuścić, bo jak się nie buduje domów, to ludzie prędzej czy później wezmą kredyt i na własny rachunek coś zrobią. Natomiast jeżeli likwiduje się domy kultury, jeżeli likwiduje się świetlice dla dzieci, które organizowały im czas, jeżeli zamyka się kolejne wydawnictwa… To jest zabijanie tej kultury bardzo podstawowej. Może można się chwalić, że mamy sztukę z górnej półki, bo będziemy realizowali projekty Gerrego, czy inne (za niesamowite pieniądze zresztą), natomiast proszę popatrzeć jakie kłopoty ma ŁDK, jakie kłopoty mają tzw. dzielnicowe domy kultury, które nie mają pieniędzy na jakąkolwiek działalność kulturalną, robią dwie, trzy imprezy w ciągu roku góra… A to powinny być centra, które skupiają młodzież i starszych. To jest ogromne zaniechanie spraw kultury na rzecz rozwoju ludzi i miasta. Później jest zdziwienie, że Łódź się wyludnia, przecież nie ma po co tu siedzieć. Wyludnia się bo nie ma pracy, to oczywiste, ale to są już skutki, a prapoczątek jest taki, że się nie dba ani o ludzi, ani o miasto, ani o pracę i odpoczynek.

Przykro mi, że tyle entuzjazmu ludzi, którzy zakładali to stowarzyszenie legło w gruzach, że czują się zawiedzeni… Że miasto nie ogłosiło konkursu, że nie zrobiło niczego w tym kierunku, natomiast zrobiło dziwaczny projekt Placu Wolności, a nie jest to plac, na którym mogą się odbywać tego typu imprezy. Proszę sobie przypomnieć sylwestra, który się tam odbył – od ulicy Pomorskiej poprzez Piotrkowską do Legionów, jaki był kąt patrzenia i możliwość poruszania się. Ewakuacyjnie to było dno, co by się stało w przypadku jakiejkolwiek paniki… Miejsce, gdzie organizuje się imprezy masowe musi być łatwe do rozproszenia. Wypisz, wymaluj byłby to Stary Rynek. Można się z tego wszystkiego śmiać, chociaż nikomu nie jest do śmiechu, bo nie po to jesteśmy tu 10 lat jako wolontariusze, bez żadnych – podkreślam – zysków, żeby tak bardzo nie chcieć nam pomóc. Nie generujemy żadnych kosztów, zapraszamy na wyjazdy szkoleniowe, nie mamy żadnych etatów, ulg w śmieciach, wodzie czy czymkolwiek, a działamy na rzecz miasta, tego miasta…

Dziwne, przerażające, potworne

Kolejnym punktem na mapie poszukiwań była rozmowa z Architektem Miasta, którym od października 2011 roku jest Marek Janiak, architekt, wykładowca akademicki, członek grupy „Łódź Kaliska”. Poniżej kilka moich pytań i odpowiedzi Pana Janiaka.

W uchwale z dnia 16 stycznia 2013 roku dotyczącej rozwoju Łodzi, znajduje się punkt o poprawie jakości przestrzeni publicznych, w tym Starego Rynku. Chciałam zapytać, czy są jakieś szczegółowe plany dotyczące zagospodarowania tej konkretnej przestrzeni.

Nie ma w chwili obecnej szczegółowych planów dotyczących Starego Rynku. W 2010 roku został rozstrzygnięty konkurs urbanistyczny „u źródeł Piotrkowskiej”, w którym między innymi zastanawiano się nad „czwartą pierzeją Rynku”, jednak w zwycięskiej pracy nie rozpatrzono funkcjonalnego połączenia Rynku z Parkiem Staromiejskim oraz Placem Wolności, co jest poważną wadą opracowania. Istnieje również opracowany społecznie projekt zmiany kolorystyki elewacji i posadzki rynku. Przeprowadzone zostaną konsultacje społeczne dotyczące programu „Atrakcyjne Przestrzenie Miejskie”, w obrębie których poruszona będzie problematyka Starego Rynku.

Przeprowadzona przez nas sonda pokazuje, że główną atrakcją Łodzi stało się centrum handlowe. Czy nie uważa Pan, że w mieście z taką historią, ze starówką, która ma potencjał, dziwne jest to, że znajomych, którzy odwiedzają nasze miasto prowadzi się do Manufaktury?

To nie tylko jest dziwne, ale przerażające i potworne. Należy jednak pamiętać, że historycznie tzw. Stary Rynek istnieje jedynie w układzie urbanistycznym Łodzi. Cała zabudowa pochodzi z lat 50. XX wieku (z czasów socrealizmu) i jest w rozumieniu „zabytkowości” o 80 lat młodsza od zabudowy Piotrkowskiej i Strefy Wielkomiejskiej. Określenie tego miejsca „starówką” może budzić wątpliwości. Co innego, gdyby „starówką” nazwać całą Strefę Wielkomiejską, co dla mnie jest bardziej oczywiste – wtedy faktycznie można mówić o potencjale, który należy wykorzystać i my ze swojej strony robimy wszystko aby tak się stało. Wymaga to jednak zmiany świadomości władz miasta ale też jego mieszkańców odnośnie ważności centrum. Jest to proces, który już się zaczął, ale postępuje powoli i nie wiadomo, czy zdąży osiągnąć taki poziom, aby udało się uratować w Łodzi całe to dziedzictwo, którym mogłaby się szczycić na arenie krajowej i międzynarodowej.

W jednym z wywiadów określił Pan Stary Rynek „przestrzenią na deser, która ze względu na słabą tkankę miejską nie ma szans na cud”. Jednak mam wrażenie, że taki deser byłby w tym mieście niezwykle entuzjastycznie odebrany, ponieważ mieszkańcom potrzebne jest miejsce w centrum miasta, w którym będą mogli odpocząć. Stary Rynek w połączeniu z Parkiem Staromiejskim byłby do tego idealny.

To prawda, deser byłby świetny, tylko co z tego, gdy Łodzi nie stać póki co (i to nie tylko w wymiarze finansowym, ale też świadomościowym) nie tylko na danie główne, ale nawet na zimny starter. Jak tu myśleć więc o deserze?
Zastanawiam się, czy sytuacja tej przestrzeni nie jest w pewnym stopniu analogiczna do przestrzeni krakowskiego Kazimierza, który kiedyś był miejscem zupełnie nieatrakcyjnym, a po podjęciu różnych inicjatyw stał się sercem nocnego życia Krakowa.

W sytuacji porównywalnej do Kazimierza jest raczej cała strefa Wielkomiejska ze Starym Rynkiem jako jednym z elementów. Dodatkowo Kazimierz to obszar około 1 km x 0,6 km, a Strefa Wielkomiejska 5 km x 3,6 km. Nawet jeśli porównywać Kazimierz do Starego Miasta w Łodzi trzeba pamiętać o tym, że mimo porównywalnego obszaru 1/3 Starego Miasta to park, a pozostały teren jest dość luźno zabudowany.

Czy nie ma Pan wrażenia, że Łódź staje się miastem marketów, i że atrakcje, które oferuje zarówno mieszkańcom, jak i turystom zaczynają się skupiać głównie na poziomie robienia zakupów?
Mam nawet taką pewność i to mnie przeraża oraz załamuje. Obecna jednak tendencja nie ma prawa trwać wiecznie – miasto jest w stanie się obronić. Na dłuższą metę przytłaczająca monotonia i powtarzalność centrów handlowych, przy równoczesnej niemocy współtworzenia przestrzeni sprawiają, iż po pewnym czasie ludzie rezygnują z przebywania w sztucznym „świecie” pełnym zaplanowanych, przewidywalnych i aspołecznych zachowań i wybierają właśnie miasto, które jest stworzone dla umożliwienia zdrowych interakcji międzyludzkich.

Zbierając materiał do artykułu odwiedziłam również Stowarzyszenie Przyjaciół Starego Miasta. Chciałabym zapytać, jak Pan ocenia działania Stowarzyszenia? Zastanawiam się dlaczego wszelkie inicjatywy podejmowane z jego strony są odrzucane. Po 10 latach bezowocnej działalności członkowie Stowarzyszenia są bardzo zdruzgotani, czy myśli Pan, że mogą liczyć na jakąś zmianę, nawiązanie współpracy?

Oby Stowarzyszeniu towarzyszyła energia działania jak najdłużej, aż do czasów lepszych dla Łodzi. Pamiętajmy też, że większość inicjatyw Stowarzyszenia to występowanie do władz miasta o skierowanie działań i środków finansowych na Stary Rynek, co w kontekście realnych potrzeb i możliwości Łodzi kończy się tak jak dotychczas. Obecnie rozważane w tym rejonie umiejscowienie Parku Sportów Alternatywnych, co może dać szansę na ożywienie tej przestrzeni. Pojawiają się także inicjatywy artystyczno - kulturalne Muzeum Miasta Łodzi czy kolektywu artystycznego BIEDA.



Komentarze